"few" words from Paweł orginally posted here
Przepraszamy, ja Was przepraszam, żeście
musieli tak długo czekać na wieści od nas. Parę dni minęło...pogoda
była taka, ze nie było pogody, więc i tym samym prądu ..wszystkie
laptopy padły, zatem dopiero teraz się odzywamy...
By rozwiać wszelkie wątpliwości to nikt
więcej z ekipy nie wybiera się do domu. "Irlandia" pojechała, ale na
polu walki zostały, jakże silne, wysokogórskie, prężnie działające na
tym polu miasta:Częstochowa (Tomek i Jacek) oraz Białystok (Paweł i
Michał). W związku z powrotem "Zielonej Wyspy" wyprawa wcale się "nie
rozłożyła", ponieważ powroty chłopaków były planowane. Pomogli oni
zaopatrzyć wszystkie obozy i depozyt do 5800 m n.p.m. w blisko 100 kilo
sprzętu i prowiantu(!). To kawał dobrej roboty. Warto wspomnieć, ze
większość poręczówek do depozytu założył, nie kto inny, a właśnie Marek.
Jeszcze raz DZIEKUJEMY CI MARKU, ze mimo wszystko pojechałeś!
Dziku! Tobie również bardzo dziękujemy:)
Szczególnie za koleżeńską atmosferę, którą wprowadzałeś no i PACZKĘ od
Ciebie z ASTORE (proszek do prania, pepsi, mountain dew, jabłka,
pomarańcze, słodycze!... .masakra jakie rarytasy!)
Czapa w c1a
Dziękujęmy wszystkim za wsparcie dla nas. Trzymanie kciuków i te wszystkie miłe słowa.
Droga jest naprawdę prosta, tylko, że długa, a moim zdaniem ekipa mocna, zdeterminowana, a także warunki nie są najgorsze...choć ostatnie opady śniegu mogą przysporzyć małe problemy... Liczymy jednak na hardcorowy jetstream, który wszystko wywieje.
Droga jest naprawdę prosta, tylko, że długa, a moim zdaniem ekipa mocna, zdeterminowana, a także warunki nie są najgorsze...choć ostatnie opady śniegu mogą przysporzyć małe problemy... Liczymy jednak na hardcorowy jetstream, który wszystko wywieje.
OGLOSZENIA Z LATTABO:
LINY i PORĘCZOWANIE: Małe sprostowanie...
Na chwile obecna. MY POLACY:) położyliśmy LINY:
- 200 metrów do "Garba" (formacja w połowie drogi do C1),
- 300 metrów do C1,
- 200 metrów do C1A,
- 500 metrów do depozytu. Tutaj zostawiliśmy jeszcze 500 metrów na kolejne odcinki w wyższych partiach.
- 200 metrów przez TURNIE WIELICKIEGO w "PIONIE",
- i 300 metrów na grani dokładnie do C2 (tego prawdziwego, gdzie Marek i Tomek przed rokiem mieli norę) na wysokości 6100 m n.p.m.
Na chwile obecna. MY POLACY:) położyliśmy LINY:
- 200 metrów do "Garba" (formacja w połowie drogi do C1),
- 300 metrów do C1,
- 200 metrów do C1A,
- 500 metrów do depozytu. Tutaj zostawiliśmy jeszcze 500 metrów na kolejne odcinki w wyższych partiach.
- 200 metrów przez TURNIE WIELICKIEGO w "PIONIE",
- i 300 metrów na grani dokładnie do C2 (tego prawdziwego, gdzie Marek i Tomek przed rokiem mieli norę) na wysokości 6100 m n.p.m.
Do wysokości depozytu - wszystkie liny
wniesione przez nas. Wyjątkiem jest 200 metrów 5 mm liny na bębnie,
którą Szymon zostawił właśnie w depozycie.
Dziku
Szymon z Davidem:
Lina 5 mm, chyba okazała się trochę za słaba na trawers kuluaru więc Szymon z Dawidem wzięli z naszego depozytu liny o większej średnicy i zaporęczowali 200 metrów trawersu przez kuluar i potem jeszcze 100 metrów "w pionie" w stronę Turni.. wszystko dokładnie w relacji z dnia 15 stycznia. Jak z ich poręczowaniem do 6400 m n.p.m.? dowiemy się jak zobaczymy...:)
Simone w odwiedzinach w C1A
SPRZĘT:
Wyniesione w górę:
20 śrub lodowych - póki co użyte 5
8 szabli - 6 użytych
3 deadmany - 0 użytych
20 taśm, 10 ekspresów - większość użyte.
NASZE LINY (nazewnictwo własne)
- biała 8 mm: 100m (do Garba); 200m (do C1); 200m (do depozytu); 100m (kuluar); 100m (Turnia), 100m (na grani)
- szara 7 mm: 100m (do Garba); 100m (do C1); 100m (do depozytu); 100m (kuluar)
- zielonka 6 mm: 100m (do C1a); 100m (do C1a); 100m (do depozytu); 100m (do depozytu) 200m (leży w depozycie)
- kevlar 5 mm: 50m (leży w depozycie)
- fioletowa 10,5 mm - 80m (pójdzie dodatkowo na Turnie, obecnie w depozycie)
Razem naszych -1800 metrów (Tyle kupione. Wychodzi z obliczeń 1730, ale liny są cięte po 103-108 metrów).
SZYMONA:20 śrub lodowych - póki co użyte 5
8 szabli - 6 użytych
3 deadmany - 0 użytych
20 taśm, 10 ekspresów - większość użyte.
NASZE LINY (nazewnictwo własne)
- biała 8 mm: 100m (do Garba); 200m (do C1); 200m (do depozytu); 100m (kuluar); 100m (Turnia), 100m (na grani)
- szara 7 mm: 100m (do Garba); 100m (do C1); 100m (do depozytu); 100m (kuluar)
- zielonka 6 mm: 100m (do C1a); 100m (do C1a); 100m (do depozytu); 100m (do depozytu) 200m (leży w depozycie)
- kevlar 5 mm: 50m (leży w depozycie)
- fioletowa 10,5 mm - 80m (pójdzie dodatkowo na Turnie, obecnie w depozycie)
Razem naszych -1800 metrów (Tyle kupione. Wychodzi z obliczeń 1730, ale liny są cięte po 103-108 metrów).
- dyneema 6 mm: 100 m(do depozytu); 85m (przed Turnia); 100m (przed Turnia); 100m (na grani)
- "sznurek do prania": 100m (leży w depozycie) [te liny - 385 metrów Czapa dostał/wziął 3 stycznia, gdy szedł do góry:)]
- niebieska 5 mm: 200m (na grani do C3)
Łącznie Szymka: 685m
WSZYSTKICH RAZEM: 2485 metrów (1800 + 685 ).
Może być mało jak okaże się, że po stronie Diamiru zamiast śniegu jest lód. Tak jak w przypadku odcinka od Turni do Grani Mazeno. Twardy szaro-szklisty lód!
Ostatnie poreczowki na 6100
STRATEGIA
PUNK STYLE:) Mieliśmy osiągnąć C3,
chcieliśmy dojść nawet do 7000 m n.p.m. Dlaczego zrezygnowaliśmy? Dalej w
relacji z dnia 18 stycznia...
W tym wyjściu Tomek chce dojść sam do C2. Następnie wychodzę ja z Michałem. Czy Michał pójdzie wyżej, do C3 się okaże. Sam oceni swoje siły, zdrowie i możliwości? Jeżeli postanowi przestać, to w zależności od wcześniej wspomnianych czynników albo zejdzie do bazy, albo będzie pracował na odcinku depozyt - C2, by zaopatrzyć C2 we wszystko co znajduje się w depozycie.
Bardzo dobrze współpracowało mi się z Szefem Naczelnym Sir Doktorem Czapkinsem, więc od C2 będziemy działać już razem. Na końcu będzie wychodził Jacek.
Przypominam...to bardziej wizja jak strategia, więc nie brać tego za pewniak, czy plan minimum...
W tym wyjściu Tomek chce dojść sam do C2. Następnie wychodzę ja z Michałem. Czy Michał pójdzie wyżej, do C3 się okaże. Sam oceni swoje siły, zdrowie i możliwości? Jeżeli postanowi przestać, to w zależności od wcześniej wspomnianych czynników albo zejdzie do bazy, albo będzie pracował na odcinku depozyt - C2, by zaopatrzyć C2 we wszystko co znajduje się w depozycie.
Bardzo dobrze współpracowało mi się z Szefem Naczelnym Sir Doktorem Czapkinsem, więc od C2 będziemy działać już razem. Na końcu będzie wychodził Jacek.
Przypominam...to bardziej wizja jak strategia, więc nie brać tego za pewniak, czy plan minimum...
Dziku ponizej abc
POGODA
Zaczęło się... opady śniegu. już trzeci dzień z rzędu sypie.
Jak mocno sypie, niech świadczy fakt, ze dopiero trzeci raz mamy śnieg w bazie. Wcześniej wokoło było szaro i zielono. Teraz biało! opad tak obfity, że będzie już z 15 centów śniegu. Pojutrze kolejne 7 centów ma przybyć! Nanga od podstawy cała biała.
Jest tak jak pisałem wcześniej. Z końcem stycznia będą coraz częstsze i większe śniegi. Gdyby nie udało się w tym roku, to spostrzeżenie jest takie, ze NANGE trzeba zdobyć do 20 stycznia, by zdążyć przed śnieżycami. Dodatkowo wtedy są przynajmniej 3 czy 4 "SUMMIT DAY", czyli piękne, słoneczne i praktycznie bezwietrzne (do 20-30 km/h) dni.
Wspolpraca z Szymkiem.
Jedno zdanie - działamy wszyscy razem. Relacja z 20 i 21 stycznia...
Jak mocno sypie, niech świadczy fakt, ze dopiero trzeci raz mamy śnieg w bazie. Wcześniej wokoło było szaro i zielono. Teraz biało! opad tak obfity, że będzie już z 15 centów śniegu. Pojutrze kolejne 7 centów ma przybyć! Nanga od podstawy cała biała.
Jest tak jak pisałem wcześniej. Z końcem stycznia będą coraz częstsze i większe śniegi. Gdyby nie udało się w tym roku, to spostrzeżenie jest takie, ze NANGE trzeba zdobyć do 20 stycznia, by zdążyć przed śnieżycami. Dodatkowo wtedy są przynajmniej 3 czy 4 "SUMMIT DAY", czyli piękne, słoneczne i praktycznie bezwietrzne (do 20-30 km/h) dni.
Wspolpraca z Szymkiem.
Jedno zdanie - działamy wszyscy razem. Relacja z 20 i 21 stycznia...
Michał w drodze do c2
W kuchni :)
Nasz domek BC w Lattabo
RELACJA:
13 stycznia 2014, poniedziałek, XLVI(46) dzień wyprawy
Czapa dalej się nie odezwał. Miał powiedzieć co wziąć z bazy.
No nic - pakujemy co popadnie... Przede wszystkim kartusze, ostatnie szable śnieżne, i resztę śrub lodowych. Wychodzimy z Michałem do PUSZKOWNI (4530 m n.p.m.). W drodze do ABC (4100 m n.p.m.) towarzyszy nam Dziku, który jutro schodzi w doliny, a chciałby z nami jeszcze trochę pobyć (miło!). Tutaj znajdujemy radio Tomka. Zapewne zostawił, bo baterie słabe, a w depozycie (5800 m n.p.m.) leży zapasowe radio Marka. No nic... za bardzo nas to nie zdziwiło:) Do plecaków upychamy tyle lin, ile jesteśmy w stanie udźwignąć. Zostaje jedna, ostatnia dla Jacka.
No nic - pakujemy co popadnie... Przede wszystkim kartusze, ostatnie szable śnieżne, i resztę śrub lodowych. Wychodzimy z Michałem do PUSZKOWNI (4530 m n.p.m.). W drodze do ABC (4100 m n.p.m.) towarzyszy nam Dziku, który jutro schodzi w doliny, a chciałby z nami jeszcze trochę pobyć (miło!). Tutaj znajdujemy radio Tomka. Zapewne zostawił, bo baterie słabe, a w depozycie (5800 m n.p.m.) leży zapasowe radio Marka. No nic... za bardzo nas to nie zdziwiło:) Do plecaków upychamy tyle lin, ile jesteśmy w stanie udźwignąć. Zostaje jedna, ostatnia dla Jacka.
Tego samego dnia, parę godzin przed nami
wyszedł też Szymek i Dawid, tylko ich plan zakłada dojście od razu do
C1. Ucieszyła nas ta informacja, bo może akurat spotkają Tomka. Tak też
się stało. Będąc na Garbie (4530 m n.p.m.) widzą jak wspina się w
kuluarze do C1A (5500 m n.p.m.). Cały czas jesteśmy w kontakcie z ekipa
TNF-a. My jesteśmy na kanale pierwszym, oni na drugim. Gdy my coś chcemy
od Szymka, to przechodzimy na jego częstotliwość i odwrotnie. Radio ma
każdy bez wyjątku [no chyba, że taki Pan Doktor zatęskni za Markiem i
chce pobyć sam] - nawet nasi kucharze, plus dodatkowe "stacjonarne" w
bazie, które odbiera na dwóch częstotliwościach jednocześnie.
P.S. Dzisiaj Czapy urodziny. Niesiemy w
prezencie Marsy, Ciapaty, Salami i lemonki - to co w górach zawsze
smakuje, oraz w ramach ciasta specjalnie przygotowane przez kolegę
Marcina (Marcin dzięki wielkie!) przed wyprawą naturalne batoniki
energetyczne, a że nasz Nowy Kierownik to niejadek to zapewne się
ucieszy.
Paszka w drodze do c1
Dziku w drodze pożegnalnej do abc
14 stycznia 2014, wtorek, XLVII(47) dzień wyprawy
Ruch wahadłowy działa. Dziś Jacek
wychodzi z bazy do Puszkowni (4530 m n.p.m.). Ja z Michałem, zgodnie z
planem omijamy C1 (5100 m n.p.m.) i idziemy bezpośrednio do C1A (5500 m
n.p.m.). W trakcie naszej wspinaczki na radiu odzywa się Czapa, właśnie z
C1A. Co za ulga! Dostał radio od Dawida, który razem z Szymonem zrobił
wyjście aklimatyzacyjne na lekko do naszego depozytu (5800 m n.p.m.) i
powrót do C1 (5100 m n.p.m.)
W C1A (5500 m n.p.m.) Tomcio Kierownik
czeka już z ciepłą herbata. Dzisiaj będzie super niewygodna, ale za to
mega ciepła noc. Mamy jeden namiot a jest nas trojka. Michała zaczyna
coraz bardziej męczyć suchy kaszel.
15 stycznia 2014, środa, XLVIII(48) dzień wyprawy
Michał całą noc kaszlał. Wstajemy dość
wcześnie, ale nie spieszymy się z wyjściem. Czekamy, chcemy zobaczyć co
zrobi Szymon. Dzisiaj ponownie ekipa TNF-a idzie do depozytu i wyżej.
Bez zakładania biwaku, tylko z planowanym powrotem do C1 lub nawet bazy.
Nie spieszymy się, bo robimy "sondowanie tematu":)
Chodzi o to, że na depozycie kończą się liny... dokładnie 1300 metrów lin założonych przez nas:). Tutaj czeka jeszcze 500 metrów lin. Żeby iść dalej... trzeba poręczować...Teren jest taki, że nie ma możliwości pójścia dalej, bezpiecznie. No po prostu trzeba założyć poręczówki.
O 9 rano, gdy jeszcze jemy śniadanie (Czapa, Michał i Ja - Paweł), przychodzi Szymon z Dawidem. Oczywiście częstujemy herbatą, krótka pogawędka i lecą dalej. Mówimy tylko, że jak chcą to mogą wziąć nasze liny z depozytu, a po drodze (w połowie drogi C1A - depozyt) zgarnąć dwie setki, które znajdują się przy Jacka plecaku zostawionego 1,5 tygodnia wcześniej. Tak też zrobili:)
Pierwszy wychodzi Czapa - zabiera tylko śpiwór, karrimate i liny. Idzie na lekko, by pomoc poręczować. Nasza dwójka ma za zadanie zabrać tyle, ile się da, czyli całej reszty. Gas i liny to podstawa dalszej wspinaczki - zabieramy wszystko.
W depozycie, ponownie spotykamy Simone i Dawida jak zabezpieczają swój depozyt. Zostawiają też 200 metrów 5 mm liny na bębnie:). Akurat skończyli poręczować. Zrobili 200 metrowy trawers przez kuluar i 100 metrów pod górkę w stronę Turni.
Chodzi o to, że na depozycie kończą się liny... dokładnie 1300 metrów lin założonych przez nas:). Tutaj czeka jeszcze 500 metrów lin. Żeby iść dalej... trzeba poręczować...Teren jest taki, że nie ma możliwości pójścia dalej, bezpiecznie. No po prostu trzeba założyć poręczówki.
O 9 rano, gdy jeszcze jemy śniadanie (Czapa, Michał i Ja - Paweł), przychodzi Szymon z Dawidem. Oczywiście częstujemy herbatą, krótka pogawędka i lecą dalej. Mówimy tylko, że jak chcą to mogą wziąć nasze liny z depozytu, a po drodze (w połowie drogi C1A - depozyt) zgarnąć dwie setki, które znajdują się przy Jacka plecaku zostawionego 1,5 tygodnia wcześniej. Tak też zrobili:)
Pierwszy wychodzi Czapa - zabiera tylko śpiwór, karrimate i liny. Idzie na lekko, by pomoc poręczować. Nasza dwójka ma za zadanie zabrać tyle, ile się da, czyli całej reszty. Gas i liny to podstawa dalszej wspinaczki - zabieramy wszystko.
W depozycie, ponownie spotykamy Simone i Dawida jak zabezpieczają swój depozyt. Zostawiają też 200 metrów 5 mm liny na bębnie:). Akurat skończyli poręczować. Zrobili 200 metrowy trawers przez kuluar i 100 metrów pod górkę w stronę Turni.
Gdy ja się jeszcze pakuje, Michał z
polowy trawersu krzyczy, że boli go prawe płuco. Kaszle jak jakiś
gruźlik. Jest to na szczęście suchy kaszel.
Zapada decyzja, że zawraca... zejdzie do C1, do Jacka, który właśnie zameldował przed radio, że doszedł do namiotów. Oddaje mi tylko wszystkie liny, a cały swój bagaż zostawia w depozycie. On w dół, ja do góry.
Czapa nie czekając na nas przetestował świeżo założone liny i zaczął ciągnąć kolejne 100 metrów - już pod samą Turnię. W związku z późną porą decyzje o poręczowaniu samej Turni Wielickiego odkładamy na jutro. Kierownik w trakcie rozkładania liny przez radio mówi, że mam znaleźć miejsce i zrobić platformę, a na koniec rozbić namiot. No cóż. Na grani prowadzącej pod Turnie miejsc na nocleg jak na lekarstwo, ale przy którejś tam próbie udaje się zrobić dokładnie platformę takiej wielkości jaką mamy namiot. Taki smark skalny, z lewej paręset metrów w dół, z drugiej tylko parę metrów więcej:)
Zapada decyzja, że zawraca... zejdzie do C1, do Jacka, który właśnie zameldował przed radio, że doszedł do namiotów. Oddaje mi tylko wszystkie liny, a cały swój bagaż zostawia w depozycie. On w dół, ja do góry.
Czapa nie czekając na nas przetestował świeżo założone liny i zaczął ciągnąć kolejne 100 metrów - już pod samą Turnię. W związku z późną porą decyzje o poręczowaniu samej Turni Wielickiego odkładamy na jutro. Kierownik w trakcie rozkładania liny przez radio mówi, że mam znaleźć miejsce i zrobić platformę, a na koniec rozbić namiot. No cóż. Na grani prowadzącej pod Turnie miejsc na nocleg jak na lekarstwo, ale przy którejś tam próbie udaje się zrobić dokładnie platformę takiej wielkości jaką mamy namiot. Taki smark skalny, z lewej paręset metrów w dół, z drugiej tylko parę metrów więcej:)
Paszka w drodze do c1a
16 stycznia 2014, czwartek, XLIX(49) dzień wyprawy
Po pobudce zastanawiamy się czy schodzić
po kombinezony. Teoretycznie jest dość ciepło, ale po pokonaniu turni,
na grani może wiać. Tomek postanawia zejść do depozytu po dwa komplety.
Ja w tym czasie przygotowuje wszystko: tzn. składam i zabezpieczam
namiot. Zamiast niego weźmiemy 2 łopaty, bo w C2 i C3 zamierzamy kopać
jamy śnieżne.
Bierzemy 400 metrów liny i lecimy poręczować Turnie Wielickiego.
Bierzemy 400 metrów liny i lecimy poręczować Turnie Wielickiego.
Ja asekuruję, Tomek łoi. Siedzę w
bezpiecznym miejscu, co kilka minut wypuszczam parę metrów liny. W
międzyczasie z komina Turni lata całkiem niezły sprzęt AGD. Od tosterów,
przez opiekacze po mikrofalówki. Mam tu na myśli oczywiście pokaźnych
wielkości kamienie. Latało tego tyle, jakby Tomek tą ścianę wyburzał a
nie łoił. Normalnie ROLLING STONSI :) Po 2 godzinach dostaje informację,
że cała ściana zabezpieczona i żebym po drodze zebrał wszystkie
przeloty (taśmy i ekspresy).
Nawet z liną pokonanie kuluaru mało
przyjemne - często tak wąski, że noga potrafi się zaklinować między
kamieniami. Ciężki plecak niczego nie ułatwia. Mimo wszystko poziom
trudności, już z liną nie przewyższa wspinaczki na Chan Tengri w Tien
Shanie w najtrudniejszym miejscu przed śnieżnym kuluarem.
Na grani cały czas Tomek. Strach ruszyć
się gdziekolwiek bez asekuracji drugiego. Mega zaskoczenie, bo wszystko
oblodzone! Przed rokiem do C2 prowadził, piękny, skrzypiący śnieg, a
tutaj twardy szaro-szklisty lód.
Do prawdziwego C2 zostało około 400-500
metrów w linii prostej. Bardziej w poziomie, aniżeli w pionie. Jednak
tuż obok nas znajduje się wejście do ogromnej pieczary skalno-lodowej.
Prawdziwe M-5 i jeszcze 4 metry w świetle (wysokość od "stropu" do
"stropu"). Zastanawiamy się po co cisnąć wyżej, a potem urabiać się przy
kopaniu jamy, jak tutaj, 100 metrów niżej nora gotowa. Zostajemy,
szczęśliwi jak małe dzieci. Jacek dotarł do C1A, Michał zameldował się,
że bezpiecznie dotarł do Lattabo. Choróbsko rozłożyło go kompletnie.
Apteczka mamy porządną, więc od razu antybiotyk.
Wejście do obozu 2
17 stycznia 2014, piątek, L(50) dzień wyprawy
Cóż za noc? Żadnego spadającego szronu
ze ścianek namiotu. Stała, lecz niższa niż w namiocie temperatura. Zero
wiatru i łopotania tropiku. Równa platforma ze żwirku. Załatwienie
pierwszej potrzeby w końcu przestało być sportem wyczynowym. Prawie jak w
domu ;p
Po równie wspaniałym śniadaniu (dużo miejsca na gotowanie) wychodzimy z całym sprzętem biwakowym. Cel? Zaporęczować odcinek do "prawdziwego" C2, gdzie rok wcześniej Tomek z Markiem mieli jamę śnieżną. Potem, jeżeli będzie bezpiecznie spróbować założyć C3. Zostało nam tylko 300 metrów liny. 100 metrów doniesie jeszcze Jacek. W depozycie leży prawie 500, ale nie ma komu przynieść. Wcześniej niósł Michał, ale choroba zmusiła do odwrotu.
Po równie wspaniałym śniadaniu (dużo miejsca na gotowanie) wychodzimy z całym sprzętem biwakowym. Cel? Zaporęczować odcinek do "prawdziwego" C2, gdzie rok wcześniej Tomek z Markiem mieli jamę śnieżną. Potem, jeżeli będzie bezpiecznie spróbować założyć C3. Zostało nam tylko 300 metrów liny. 100 metrów doniesie jeszcze Jacek. W depozycie leży prawie 500, ale nie ma komu przynieść. Wcześniej niósł Michał, ale choroba zmusiła do odwrotu.
Tomek ponad obozem 2
Zaraz po wyjściu z jamy, długo nie
trzeba było czekać, by nogi zrobiły się gumowe. Wszystko wylodzone! Po
prawej 2,5 kilometrowa lufa w dół - prosto do LATTABO. Po lewej podobnie
- tylko że w stronę grani MAZENO. Ani ja, ani Tomek nie mieliśmy
"flight suita", żaden też z nas nigdy wcześniej nie uprawiał base
jumpingu, więc asekuracja była bez żadnych zbędnych luzów na linie.
Ostra spinka, pełny orient. Dodatkowo na czworaka.
Najgorsza było pierwsze 100 metrów. Nie
wzięliśmy żadnych śrub lodowych(!). Zostały pod Turnia, w ramach
oszczędności wagi. Mieliśmy tylko szable śnieżne. Żaden z nas nie
spodziewał się takich warunków. Nawet nie pamiętam jak długo zajęło
położenie pierwszej liny, ale puls mieliśmy, nieźle podwyższony. Ja
byłem wpięty w trzech stanowiskach, więc mi w głowie siedziało tylko,
czy wytrzymają ewentualne szarpnięcie spowodowane poślizgnięciem Tomka.
Naprawdę lód tak twardy, że raki G14 Grivela ledwo dawały radę. Istny
beton!
Potem było już tylko lepiej, bo na końcu
naszej liny, za lekkim wzniesieniem okazało się, że z lodu wystają
szable śnieżne lub inne stanowiska do założenia przelotów. Co 40 metrów!
Coś czuwa na nami! Najpierw pieczara, potem to...
Gdy Czapa skończył, przywiązuje linę do
stanowiska i jumaruję do niego. Robimy kolejne stanowisko. Siadam,
wpinam się. Wyciągamy bębenek Szymona. Zostało 200 metrów 5 mm liny. O
zgrozo jakie te 5 mm cienkie! No nic... pradawne, starosłowiańskie
powiedzenie mówi, że jak się nie ma na czym łoić to się łoi czym się ma
:)
Tradycyjnie. Ja asekuruję. Doktor
kładzie linę. Po 100 metrach dostaje komunikat, że zaczął się łatwy,
śnieżny, "spacerowy" teren. Gdy doszedł do jego końca (szczelina i
kolejny lód) postanowił wybrać cały luz na linie. Ponownie przywiązałem
koniec do stanowiska i poleciałem po świeżej poręczy. Po dojściu do
początku łatwego trawersu grani odcinam linę i jej koniec zaczepiam do
uprzęży. Pójdę na lotnej, Czapa będzie wybierał,. Postanawiamy nie
zostawiać żadnego sznurka na tym odcinku, w końcu nie mamy więcej ze
sobą. Przed nami znowu lodowe podejście do C2 sprzed roku na 6100 m
.n.p.m.. Liny akurat starczyło. Przez coraz większą śnieżyce rezygnujemy
z kopania nory i schodzimy do naszego M-4 kilkadziesiąt metrów niżej. W
pieczarze czeka już Jacek.
Tomek ponad obozem 2
18 stycznia 2014, sobota, LI(51) dzień wyprawy
Wstajemy rano i myślimy co robić? Jest
super pogoda. Przez kolejne dwa dni ma być lampa. Mamy 100 metrów liny
doniesionej przez Jacka. Powstał dylemat, bo mimo siódmej nocy w górze
Tomka i piątej mojej - JEST MOC! MEGA CIĄG no i mamy tą linę. Tylko
rozgorzała dyskusja, żeśmy znowu wynieśli wszystkie liny, kolejne ich
kilkaset metrów położyliśmy, a plotki głoszą, że dzisiaj ekipa TNFa
wychodzi. Jakby na gotowe...
Żeśmy przedyskutowali z dobrą godzinkę i
jednak postanawiamy zejść. Tzn. Ja z Tomkiem. Jacek chce przespać
jeszcze jedną noc na tej wysokości, by być lepiej zaaklimatyzowanym.
Zejdziemy, bo musimy porozmawiać z
Simone. Ustalić strategię. Jak ma dalej wyglądać poręczowanie. Kto
będzie wnosił liny. Myśmy ich wnieśli prawie 40 kilogramów(w tym liny
wzięte od Simone). Musimy to jakoś podzielić bo się zajedziemy, tym
bardziej, że odpadło dwóch naszych "zawodników"(Marek i Dziku). Zejście z
6000 m n.p.m. na 3500 m n.p.m. do Lattabo zajęło nam 4 godziny. Z czego
400 metrów z PUSZKOWNI do ABC odbyło się na tyłku. Masakra!:) Pomysł
zaczęrpnięty od Dawida. Część mojego zjazdu jest na filmie, który
właśnie się wgrywa. Zanim jeszcze wyszliśmy z Pieczary/C2 (6000 m
n.p.m.) poprosiliśmy Michała, żeby już odpalił saunę, czyli żeby odpalił
piec...
Przy zejściu, na wysokości ABC spotykamy
Szymona i Dawida...ostro cisną do góry. Mają w planie dojść
bezpośrednio do C1. Wieczór to sauna, kolacja, film i spanie...
19 stycznia 2014, niedziela, LII(52) dzień wyprawy
Pranie. Cały dzień pranie i sprzątanie
bazy. Po obiedzie przychodzi Jacek. Ekipa TNFa dochodzi z C1 do naszej
Pieczary/C2(6000 m n.p.m.), przed którą rozbijają swój namiot. Przez
radio ustalamy, że wezmą naszą linę(te 100 metrów bialej 9mm wniesionej
przez Jacka) i zaporęczują jutro dalszą część drogi w kierunku C3(6600 m
n.p.m.).
Nie wiem, czy ostatecznie chłopaki
wzięli liny z naszego depozytu czy nie. Jacek schodząc miał je dla nich
przygotować. Zostawić na wierzchu, by nie było problemu z ich
znalezieniem. 2 x 200 metrów zielonki, 50 m kevlaru, 80m statyka 10,5mm i
100 metrowy "sznurek do prania".
20 stycznia 2014, poniedziałek, LIII(53) dzień wyprawy
20 stycznia 2014, poniedziałek, LIII(53) dzień wyprawy
Na radiu dowiadujemy się, że Simone z
Dawidem zamienili niebieska 5 mm linę, na nasza pancerną białą 9mm.
Zwolnioną niebieską, zaporęczowali ten najprostszy odcinek, który my
sobie darowaliśmy. Potem kontynuowali jumarowanie, aż do końca liny
powieszonej przeze mnie i Tomka(właściwie to tylko przez niego, ja tylko
siedziałem i asekurowałem). Powiedzieli, że zaporęczowali, aż do 6400 m
n.p.m. co oznacza, że albo wzięli liny z depozytu, albo swoje z bazy.
Chłopy normalnie jak maszyny, bo po wszystkim byli w bazie na obiedzie.
Trzeba przyznać, nie ma co ukrywać.
Tempo naprawdę szybkie! Po kolacji Tomek poszedł ustalić zasady dalszej
wspinaczki. Czyli co, gdzie, kto i jak. Podusmowanie jest takie, że: Od
dzisiaj działamy wspólnie. Tzn. do tej pory, cały czas sobie pomagaliśmy
we wszystkim w czym tylko mogliśmy. Z reszta Szymon to "klasa sama w
sobie". Człowiek mega uczciwy i w porządku. Życzliwy i pomocny. Choćby
bili bądź dobrze płacili to ani jednego złego słowa o nim napisać nie
można. Razem będziemy zdobywać Nange. W jednym dniu wyjdziemy na atak
szczytowy.
W ramach restu włączylismy film o zdobywaniu Nangi przez Messnera w 1970 roku. Niemcy jak zrobią film to nie ma mocnych. Styropianowy śnieg, obozy w studiu, miniaturki Nangi...no nic...przynajmniej powiększyliśmy wiedze o pierwszym zdobywcy korony Himalajów i Karakorum. W związku z tym, że skonczyliśmy o 1 w nocy, a film oglądali razem z nami nasi kucharze to "zamówiliśmy" śniadanie w południe.
21 stycznia 2014, wtorek, LIV(54) dzień wyprawy
W ramach restu włączylismy film o zdobywaniu Nangi przez Messnera w 1970 roku. Niemcy jak zrobią film to nie ma mocnych. Styropianowy śnieg, obozy w studiu, miniaturki Nangi...no nic...przynajmniej powiększyliśmy wiedze o pierwszym zdobywcy korony Himalajów i Karakorum. W związku z tym, że skonczyliśmy o 1 w nocy, a film oglądali razem z nami nasi kucharze to "zamówiliśmy" śniadanie w południe.
21 stycznia 2014, wtorek, LIV(54) dzień wyprawy
Śniadanie miało być o 12stej, ale
godzinę wcześniej przyszedł kucharz ekipy TNFa z zaproszeniem na
kolacje. Tym samym zostaliśmy zbudzeni. Dzisiaj jest pierwszy dzień
niepogody. Ma sypać przez kolejne 3 dni i to od rana do wieczora. Tylko
dzisiaj w samej bazie spadły 4 centymetry śniegu. Jest to dopiero 3
śnieg w Lattabo odkąd tu jesteśmy. Cała Góra od podstawy biała.
Chcieliśmy montować film, przygotować zdjęcia do wysyłki i napisać
relację, ale z niepogodą wiążą się rozładowane komputery, które w czasie
tych czynności pochłaniają ogromne ilości energii. No nic. Do samego
wyjścia w gości niewiele przez cały dzień zrobiliśmy. Tylko graliśmy w
karty, w "bazar" z naszymi kucharzami.
A wieczorem....wieczorem...kolacja
potwierdzająca naszą współpracę w celu osiągnięcia 8126 m n.p.m. W jej
trakcie dzwonimy do Marka by dowiedzieć się, że w samo południe został
ojcem. Na świat przyszedł kolejny członek ekipy JFA NANGA DREAM - Patryk
Ali Klonowski. Atmosfera w trakcie poczęstunku - jak to u Szymka.
Luźna, wesoła i otwarta. SZYMEK RÓWNY GOŚĆ:)...to będzie puenta tej
wyprawy:)
Tomek ponad obozem 2
22 stycznia 2014, środa, LV(55) dzień wyprawy
Tomek pilnuje żeby śpiwór był cały czas ciepły - od środka oczywiście:)
Jacek dorwał się do igły i nitki, więc ceruje wszystko co porwane.
Michał montuje film i obrabia zdjęcia.
Jacek dorwał się do igły i nitki, więc ceruje wszystko co porwane.
Michał montuje film i obrabia zdjęcia.
Ja od rana pale w saunie i noszę wodę,
która gotuje się w dwóch wielkich aluminiowych misach i czajniku. Co się
zagotuje wlewamy do 120 litrowej beczki opatulonej śpiworem RABA. Mamy
jeden wielki termos. Na 17stą zaprosiliśmy Szymka z ekipą na kąpiel, bez
ryzyka, ze przewieje. Pisząc to przypomniała mi się sytuacja z tego
roku, gdy byłem w Tien Shanie pod Pikiem Pobiedy. W jednej z agencji na
lodowcu stoi zwyczajny blaszak pełniący funkcje łazienki. Jeden z moich
znajomych przewodników opowiadał jak mył się niedaleko w jednym ze
strumyków na lodowcu. Gdy zobaczył to szef tej agencji zaprosił go do
umycia się właśnie w blaszaku. Przewodnik mocno zaskoczony pyta: "a co
jest ciepła woda"? Naczelnik odpowiedział, że "NIET, ALE WIETER NIE
PIZGA"...
U nas, nie dość, ze wiatr nie hula, to
dzięki temperaturze w saunie można sobie posiedzieć 10 czy 20 minut:)
Jak wygląda i działa nasza sauna, będzie można obejrzeć w specjalnym
wydaniu telewizji mniam mniam plus extreme. Michał wpadł na pomysł, że
zrobimy jeden film o życiu w bazie. Pokażemy co gdzie jest, co i jak
wygląda. Nasz domek, sauna, kuchnie i jej szefa wraz z pomocnikiem oraz
okolice (Lattabo). To jednak po najbliższym powrocie z gór.
Tomek ponad obozem 2
23 stycznia 2014, czwartek, LVI(56) dzień wyprawy
Foto, Film, Relacja. Trochę mniej
pruszy. Przez chmury przebija się słońce, dzięki czemu 3A na
amperomierzu pozwalaja naładować laptopy. W bazie leży prawie 20
centymetrów śniegu.
Paszka w drodze do C1A
24 stycznia 2014, piątek, LVII(57) dzień wyprawy
Liczymy, liczymy i wychodzi, ze pod Nanga spędzimy jeszcze minimum 3 tygodnie.
Wyjście najwcześniej w niedziele lub poniedziałek (poprawa pogody). W górze co najmniej tydzień. Potem drugie tyle rdestu w bazie by wyrobić jako taką aklimatyzacje przed atakiem szczytowym. No i kolejny tydzień w wyjściu na szczyt. To wszystko oczywiście przy dobrej pogodzie. Biorąc poprawkę na nią można lekką ręką dopisać jeszcze tydzień lub dwa. Zatem 3-5 tygodni czeka nas jeszcze z dala od domu.
Wyjście najwcześniej w niedziele lub poniedziałek (poprawa pogody). W górze co najmniej tydzień. Potem drugie tyle rdestu w bazie by wyrobić jako taką aklimatyzacje przed atakiem szczytowym. No i kolejny tydzień w wyjściu na szczyt. To wszystko oczywiście przy dobrej pogodzie. Biorąc poprawkę na nią można lekką ręką dopisać jeszcze tydzień lub dwa. Zatem 3-5 tygodni czeka nas jeszcze z dala od domu.
Lokalny pasterz
Trzymajcie kciuki i dziękujemy za wsparcie! Pozdrawiamy JFA!